Jacht: Bavaria 49
trasa: Lavrion, Kea, Serifos, Paros, Syros, Lavrion
termin: 25.09 - 02.10.2015
Po ubiegłorocznym rejsie na Cykladach powstał plan żeglugi na Sporadach.
Z tą myślą wyczarterowaliśmy jacht z Lavrion. Niestety, prognoza mówi o trzech dniach deszczu w tym regionie i dla odmiany o słonecznej pogodzie na Cykladach. Nie ma chętnych na pływanie w Grecji w deszczu, zmieniamy więc założenia – płyniemy na południe.
W marinie w Lavrio odbieramy z opóźnieniem Bavarię 49. W rejs płyną Sylwia i Zygmunt, Gosia i Rysiek, Ewa i Adam, Włodek, Marek, Grzegorz i Grzegorz.
26.09 sobota
Około południa, po spóźnionym zaokrętowaniu kurs na wyspę Kea, a dokładniej do portu Korissia w zatoce Nicolaos. Wiatru początkowo nie ma za dużo, później przechodzi korzystne 3 do 4 B, jest słońce i plażowanie.
Po lądowych trudach ten błogostan jest nadzwyczaj przyjemny.
W porcie już dużo jachtów, do zmierzchu wszystkie miejsca będą zajęte. Woda i postój kosztują 8 Euro. Nie udaje się podłączyć do prądu z braku prawie mitycznych jak się później okazuje kart do słupków. Zatoka jest bardzo widowiskowa, woda cicha i spokojna, miejsce jak wymarzone do wieczornej kontemplacji.
27.09 niedziela
Pogoda bez zmian, 3 do 4 B z północy, słońce praży zdecydowanie, kurs na południe. Czas wolno płynie na baksztagowych halsach, ale nikomu się nigdzie nie spieszy. Kolejne godziny mijają na rozmowach, poprawianiu karnacji, przekąskach. Jest miło i spokojnie, słowo odpoczynek dobrze oddaje nastrój dnia.
Cumujemy na Serifos w znanej miejscowości Livadhi. Port jest mi nieobcy z poprzednich rejsów i zawsze chętnie do niego wracam. Woda kosztuje 5 Euro, następnego dnia kolejne tankowanie 4 Euro, postój gratis, do prądu znów nie udaje się podłączyć – nie ma kart i nikt nie wie, skąd je zdobyć. Postój dla odmiany jest dość wesoły, na sąsiednich jachtach muzyka i tylko tańców brak, jak to kiedyś się zdarzało. Późno idziemy spać.
28.09 poniedziałek
Czas na wycieczkę na Chorę. To konieczny punkt pobytu w Livadhi. Przedpołudniowy deszcz zniechęca jednak część załogi do wyjazdu, ale kilka osób ze mną włącznie decyduje się na spacer w górę. W drodze dopada nas spory opad, skryci w jakiejś budce czekamy na poprawę pogody.
Przestaje padać, w mżawce pokonujemy kolejne schody, na górze nie pada i można oddać się podziwianiu widoków, a te nawet przy częściowo zachmurzonym niebie są przepiękne. Chora, z jej białymi domkami, przetykana niebieskimi kopułami kapliczek i obszerna zatoka z kołyszącymi się jachtami tworzą fascynującą panoramę. Należy nam się krótki odpoczynek w niewielkiej tawernie. Dobra kawa i ouzo podane z ogórkiem polanymi oliwą i oliwkami dopełniają miary zadowolenia.
Po południu wiatr odchodzi, wraca intensywne słonce. Znów słodka bumelka tym razem na motorze.
Na Paros, w niedużym porcie Parokia nie ma miejsc wewnątrz. Jako, że ma powiać w nocy mocniej, nie decyduję się na postój na zewnątrz i wybieram postój na kotwicy w obszernej, dobrze osłoniętej od meltemi zatoce. Tu nam nic nie grozi. Czas na zwiedzanie miasteczka.
Jedna część Parokia jest zabudowana hotelikami i knajpkami, za to druga jest podobna do Mykonos i wciąga w spacer w nieskończoną zdaje się gęstwę wąskich uliczek z butikami, zadbanymi domami z kwiatami, zabytkami. Po powrocie chwila refleksji na jachcie. Otaczają nas zewsząd światła, księżyc odbija się w lustrzanej wodzie, moment jest piękny i niezapomniany.
29.09 wtorek
Czas na Syros. Dziś 4 do 5 B, wieje meltemi. Halsujemy na nieco zarefowanych żaglach, przy niedużym zafalowaniu mamy dobrą żeglugę na naszej B49. Lazurowe morze szumi i kołysze, grecka muzyka także wprowadza w dobry nastrój. To jest to, co lubimy na Cykladach. Przy końcu trasy wiatr zmienia kierunek, na twarzowy niestety. Ostatnie mile pokonujemy na silniku.
Ermoupolis na Syros wita jak zwykle gośćmi w knajpkach przy kei, spoglądającymi na kolejne cumujące jachty. Czas na spacer w górę. Na wzgórzu widnieje prawosławny kościół, droga do niego jest tylko umiarkowanie męcząca, ale naprawdę należy ją przebyć. Warty zobaczenia jest nie tylko sam kościół, z ogrodu pod piniami rozciąga się piękny widok malowniczej zatoki, bielejącego poniżej miasta i wszechobecnego morza. Miejsce tchnie spokojem, ulatują gdzieś powszednie sprawy, dominuje w świadomości ważność naszego istnienia. Lubię żeglować w Grecji choćby dlatego, że w miejscach jak to, pamięć przywołuje antyczną historię tego kraju, jej wielkich myślicieli i genialnych twórców naszej śródziemnomorskiej cywilizacji.
30.09 środa
Zostajemy w Syros na kolejny dzień. Miasto jest duże i nie powinniśmy się w nim nudzić. Jest też szansa na wejście na drugie wzgórze, na którym znajduje się kościół katolicki, o bogatej historii.
Znów zatem kolejne schodki, uliczki i zaułki ozdobione kwiatami bugenwilla i oleandrami, by wreszcie na koniec podejścia móc wynagrodzić sobie wspinaczkę spojrzeniem z wysokości na miasto i chwilą refleksji w zabytkowej świątyni. Na pulpicie otwarta jest Księga z tym samym psalmem w kilku językach – wieczyste źródło dla niezliczonych istnień ludzkich. Antyk, Kapitol, Biblia – to fundamenty naszej cywilizacji. W drodze powrotnej czas na kawę i greckie słodkości w urokliwej tawernie, skąd widok na miasto jest piękny. Delektując się jednym i drugim podziwiamy znów urok miasta. W porcie muszę jeszcze uiścić opłatę za postój – 3,5 Euro za dobę. Zaiste nieduża kwota.
Żeby nie było do końca tak sielsko, wieczorem przy kolejnym szkwale puszcza nam kotwica. Musimy szybko odejść i szukać nowego miejsca postoju, tym razem long side. Cztery cumy na pewno nie puszczą.
01.10 czwartek
„Od rana nam powiało, przed nami ciężka noc” – słowa tej szanty dobrze pasują do dzisiejszego dnia. Prognozowana „piątka” okazuje się „szóstką” i dzień staje się trudniejszy niż przewidywaliśmy.
Pod silnikiem i grotem przedzieramy się z prędkością ok 6 węzłów przez fale do 3 m wysokości. Załoga jest jednak twarda i dzielnie staje na wysokości zadania. Długie 12 godzin trwa ten dzień. W porcie wiatr też nie odpuszcza i dopiero tuż przy pomoście zdecydowanie słabnie i nie ma problemu z zacumowaniem.
Z ulgą kończymy dzisiejszy dzień żeglugi, a kapitański wieczór zamyka ten urozmaicony i udany rejs.
Adam Kajdewicz