Jacht: Bavaria 46 Cruiser
trasa: Ateny - Samos, Kreta, Ateny
termin: 22.04 - 13.05.2006

 

22 kwietnia

dodekanez 2006 mapaJak co roku rano o 3 godzinie opuszczamy lotnisko Venzelikos i autobusem linii 96 jedziemy do mariny Alimos Kalamaki. Uprzedzam kolegów, że bilet autobusowy ważny jest tylko na jeden kurs, a nie jak kilka lat temu – na cały dzień.
Po raz pierwszy od wielu lat Ateny witają nas drobną mżawką. Z przystanku autobusowego targamy nasze graty na pirs firmy Kavas – około 800 metrów, gdzie czeka na nas , zgodnie z telefonicznym uzgodnieniem otwarty jacht Bavaria 46 Cruiser o nazwie “ Kos 46.1.”

Po krótkiej drzemce przejmujemy jacht i udajemy się na zakupy.
Niestety supermarket niedaleko mariny, w którym co roku robimy zaopatrzenie jest w trakcie
remontu – bo to przecież przed sezonem- jak nas informuje jeden z robotników. Wracamy na jacht i po chwili szef bazy Kornelius Petridis przyprowadza swojego znajomego i proponuje nam zakupy w mieście. Wsiadamy do nowego mikrobusu Forda i zagłębiamy się w wąskie uliczki Pireusu.
Początkowo jestem nieufny i w polecanych nam sklepach sprawdzam ceny, które okazują się
jednak niższe niż w supermarkecie przy marinie. Wracamy na jacht, aby ostatecznie przejąć łódkę i odebrać dokumenty. Późny obiad, wizyta w pobliskiej kawiarni a wieczorem w sanitariacie, gdzie zastajemy tradycyjny “syf” i do koi.

 

23 kwietnia

Wczesna pobudka-myjemy się na jachcie, uzupełniamy wodę i oddajemy cumy. Wypływamy z mariny, sprawdzamy silnik, cyrkulację jachtu, windę kotwiczną i wreszcie stawiamy żagle. Mamy korzystny wiatr północno-zachodni, który z prędkością 7 węzłów pcha nas w kierunku przejścia pomiędzy Keą a Kitnos. Mijamy przylądek Kefalos i decydujemy się wejść na kurs na przylądek Trimeson na północnym brzegu wyspy Siros. Pomimo wczesnej pory palą się światła latarni – Fl(2)14s. Wiatr puchnie. Zmieniamy kurs na SE i o godzinie 18,00 wpływamy do portu Ermoupolis. Po minięciu stoczni i przystani promowej cumujemy do nabrzeża przy rzęsiście oświetlonej promenadzie. Ponieważ jesteśmy jedynym jachtem, stajemy na wysokości słupka z wodą i prądem – nie ma szans na podłączenie. Właściciel pobliskiej kawiarni informuje nas, że nikt nam nie utworzy zabezpieczeń bo to jeszcze “nie sezon” no i niedziela.

 

24 kwietnia

dodelanez 2006 1Stoimy jako jedyny jacht przy kei w Ayos Kirikos na IkariiSkoro świt bierzemy kurs na północny cypel wyspy Mykonos Początkowo wiatr z kierunku NW ,miejscami sile 7B. przesuwa się w kierunku wschodnim , staramy się nabrać trochę wysokości, zbliżając się maksymalnie do południowego brzegu Tinos , korzystając z nierówno wiejących wiatrów spadowych. Z prawej burty obserwujemy zasnutą mgłami Mykonos. Bierzemy kurs na południowy brzeg Ikarii – przylądek Pappas. Wiatr nieco tężeje i mamy nadzieję, że pod osłoną wysokich brzegów Ikarii nieco osłabnie. Popełniamy błąd zbliżając się za blisko do wyspy.

Nierówne porywy wiatru spadającego z wysokich, skalistych brzegów wyspy miejscami powodują szkwały nadlatujące z różnych kierunków, uniemożliwiając utrzymanie zaplanowanego kursu. Oddalamy się na odległość około jednej mili od brzegu wyspy ale sytuacje się nie zmienia. Powoli nadchodzi zmrok. Decydujemy się na zrzucenie żagli i pozostawiając zrefowany fok, na silniku dopływamy około godziny 18,00 do Ayios Kirikos. Przy wejściu do basenu powyżej kamiennego pirsu w południowej części widzimy wystające z wody kamienie. Cumujemy longside do wewnętrznego pirsu. Wiatr tężeje do 8B. Pracownik Port Police zabiera dokumenty jachtu i obiecuje je oddać rano.

 

25 kwietnia

Rano o 11,00 funkcjonariusz Port Police sprawdza jacht, wyposażenie itp.: na zakończenie stwierdza, że w dokumentach jachtu brak aktualnego certyfikatu tratwy ratunkowej. Ustalamy, że zatelefonuje do F-my Kavas i wyjaśni sprawę. Późnym popołudniem okazuje się, że w papierach jachtu jest aktualny certyfikat. Jeszcze raz wyciągamy tratwę z bakisty i odnajdujemy na niej nalepkę potwierdzającą aktualność certyfikatu. Zapada zmierzch i decydujemy się zostać w porcie do rana.

 

26 kwietnia

dodelanez 2006 2Częsty widok na Ikarii: mała cerkiewka na tle skalistych górW nocy budzi nas odgłos narastającego wiatru z E. Rano wiatr wzmaga się w porywach do 8/9 B. Decydujemy się pozostać w porcie ,dodatkowo zobligowani do tego przez funkcjonariusz Port Police.
(dobra wiadomość; żadnych opłat za wodę i prąd) Wynajmujemy samochód i jedziemy zwiedzać wyspę. Docieramy do Evdhilos drugiego co do wielkości miasta Ikarii, lezącego na jej północnym brzegu. Żadnych jachtów, brak wody i prądu na kei, brak jakiejkolwiek infrastruktury dla obsługi jachtingu. Wracamy na jacht. Wieczorem wiatr słabnie NW 3/4 B.

 

27 kwietnia

Pobudka o 5 rano i we dwójkę z Jurkiem wypływamy, biorąc kurs na wyspę Samos. Wczesne wstawanie wynagradza nam przepiękny wschód słońca nad Samos.

dodelanez 2006 3Wschód słońca nad SamosOkoło 15,00 docieramy do Pithagorio. Po minięciu długiego falochronu zmieniamy kurs na W i wąskim przejściem pomiędzy drugim falochronem i boją z latarnią podpływamy do nadbrzeża Pithagorio. Puste plaże, wyludnione ulice a przy nabrzeżu kilka jachtów należących do miejscowej firmy czarterowej. Robimy rundę wzdłuż nabrzeża pilnie śledząc głębokość wody i zgodnie z locją przyjmujemy kurs na E tak aby dotrzeć do Mariny Phitagorio.
Płyniemy wzdłuż świeżo usypanego z głazów falochronu i po minięciu na jego szczycie latarni zwrot o 180 o wprowadza nas do mariny.

U jej wejścia na północnym brzegu łopoczą flagi firmy paliwowej ustawione obok dystrybutorów. Wpływamy głębiej: liczne pomosty z mooringami przy których naliczyliśmy z 10 jachtów. Na pomostach słupki z wodą i prądem.
Na nabrzeżu lśniące świeżością budynki. I pustka. Cumy odbiera sympatyczny jak się potem okazuje Austriak, który jest szefem mariny i przedstawicielem firmy “Ecker Jachting”. Niestety; ani wody ani prądu. Marina jest ciągle nieczynna; przewidziane otwarcie pod koniec czerwca. Ale to już “enty” termin jak nas informuje szef mariny. Uzyskujemy jego zgodę na cumowanie. Wieczorem zwiedzamy Pithagorio i trochę żałujemy decyzji cumowania w marinie, bo na nadbrzeżu -o dziwo- jest woda i prąd a obok liczne,powoli zapełniające się Grekami kawiarnie oraz przyciągające muzyką i zapachami, tawerny.

 

28 kwietnia

dodelanez 2006 4Przed nami roztacza się panorama Samos (Vathi)Zamówiony w wypożyczalni samochód dociera do mariny godzinę po terminie i to po dwóch telefonach – normalka w Grecji. Świetnie utrzymaną drogą asfaltową jedziemy w kierunku Vathi. Zatrzymujemy się na wzgórzu i podziwiamy panoramę Samos(Vathi) i zatoki Vathi.

Po zrobieniu zdjęć zjeżdżamy krętą droga do Samos i zostawiamy samochód na promenadzie wzdłuż zatoki. Dwa metry od nas betonowy brzeg z licznymi słupkami z prądem i wodą ( i to czynnymi- sprawdziliśmy). Niestety długie nabrzeże puste - ani jednego jachtu. Zanurzamy się w boczne urokliwe uliczki. Znajdujemy knajpkę z licznymi stołami na świeżym powietrzu (“Garden Palace”). Jedzenie wyśmienite no i wreszcie spełniło sie marzenie Jurka: “być na wyspie Samos w mieście Samos i pić wino Samos”.

Pełnia szczęścia. Nieco ociężali udajemy się do naszego samochodu. Niestety zastawiony przez jakiegoś Fiata. Rozglądamy sie z jego kierowcą - na pewno siedzi w jednej z licznych położonych po sąsiiedzku kawiarni. Sławek chce przepchnąć samochód; znajduje otwarte okno i klucze w stacyjce. Odpala i przestawia zawalidrogę. Fajny i praktyczny zwyczaj z tymi kluczami; chyba nikt tu nie kradnie samochodów. Jedziemy w kierunku największego na wyspie klasztoru Zoodochos Pigi, leżącego na wysokości 400 metrów i otoczonego pięknymi lasami. Na drodze coraz więcej samochodów. Przed klasztorem policja kieruje nas na zatłoczony parking. Obok limuzyny notabli z policyjną obstawą. Okazuje się, że natrafiliśmy na uroczystości zakończenia Świąt Wielkanocnych. Rusza orkiestra wojskowa a za nimi tłum ludzi wtłacza się przez klasztorną bramę.

dodelanez 2006 5Uroczystości Wielkanocne w klasztorze Zoodochos PigiiWysłuchujemy (???) przemówień, po których Grecy ustawiają się w kolejce do srebrnej ikony Madonny, trzymanej przez dwóch marynarzy by ucałować ją i odejść na bok. Kuchnia klasztorna wydaje wszystkim tradycyjną zupę (nieodpłatnie oczywiście). Pełni wrażeń wracamy do mariny. Wieczorne zwiedzanie Pithagorio, tawerna i spać.

 

29 kwietnia

Rano o 6.30 wypływamy w kierunku Kos. Wiatr z NE 3B odkręcający na N
powoduje, że zrzucamy grot i spokojnie żeglujemy na samej genule. Po południu jesteśmy w marinie Kos i ruszamy do miasta na kolację.

 

30 kwietnia

Przedstawiciel Armatora rezydujący w sklepie żeglarskim będącym własnością firmy Kavas odradza nam realizację naszego planu, a mianowicie wypłynięcie do Boudrum i żeglowanie po wodach tureckich. W związku z epidemia ptasiej grypy rekwirowana tam jest cała żywność na jachcie, a wnętrze jachtu ma być poddane spryskaniu czy też “ogazowaniu” środkami dezynfekującymi. Nie uśmiecha się nam oddanie przywiezionych z Polski prowiantów ani rekwizycja zawartości barku. Decydujemy się pożeglować na Kretę. Oddajemy cumy i kurs na Tilos.

 

1 maja

Późnym popołudniem lądujemy w Livadii na Tilos. Ciasny port. Dużo kutrów i łodzi rybackich. Miejsce przy molo zarezerwowane dla lokalnych promów. Na nabrzeżu prąd i woda. Kotwica słabo trzyma; po godzinie jeszcze raz rzucamy ją nieco dalej.

 

2 maja

Wczesnym popołudniem płynąc półwiatrem docieramy do Pigadii na Karpatos. Cumujemy do mola na przeciwko Port Police obok dwóch jachtów z sympatycznymi polskimi załogami. Poza tym pustka: kilka kutrów rybackich i mały wycieczkowiec. “Uruchamiamy” słupek z prądem. Marina na zachodnim, brzegu ciągle w budowie. Większość tawern zamknięta w Uroczystości Wielkanocne w klasztorze Zoodochos Pigii. oczekiwaniu na sezon.

 

3 maja

dodelanez 2006 6Na południowym krańcu Karpatos straszy zardzewiały wrak wyrzuconego na brzeg statkuOpuszczamy wody Karpatos i kurs na Kretę. Po prawej burcie zostawiamy wyspę Kassos Utrzymujący się wiatr z NE zapowiada dopłynięcie na Kretę jednym halsem. Piękna żegluga pełnym bajdewindem.

Wiatr się wzmaga do około 7B. Pomimo zrefowania żagli jacht się kładzie na burtę (to cena zdobywania wysokości) i daje się we znaki trudna do opanowania w trakcie mocnych szkwałów nawietrzność Bavarii. Nieco odpadamy zostawiając po prawej burcie drobne niezamieszkałe wysepki. Pod brzegami Krety wiatr się odkręca na E i halsujemy przy samym brzegu wykorzystując liczne zatoczki.

Po południu dopływamy do półwyspu Sidheros, nad którym góruje latarnia ( Fl.10s); nabieramy trochę wysokości, robimy zwrot i kurs na Ayios Nikolaos. Niebezpiecznie zbliżamy się do wschodniego brzegu zatoki i nieco poniżej latarni widzimy liczne wystające z wody skałki - w nocy mogło być nieciekawie. Robimy zwrot i decydujemy się na zrzucenie żagli. Uruchamiamy Diesel Grota i celujemy na Marinę w Ayos Nikolaos. Dziób jachtu tłucze się po falach i nagle milknie silnik. Rozrusznik nie działa. Na dodatek wszystkie przyrządy nawigacyjne milczą. Sprawdzamy bezpieczniki - wszystko OK. Zachodni wiatr znosi nas w niepożądanym kierunku. Na końcu, niestety, sprawdzamy główny włącznik prądu; luźno macha sie w obie strony. Prawdopodobnie przy żegludze na sfalowanym morzu i w trakcie “tłuczenia“ dziobem o falę, poluzował się. Jeden ruch ręką i sytuacja zażegnana.

dodelanez 2006 7Kurs na Kretę (od lewej: Sławek, Staszek, Tadeusz, Jurek)O zmierzchu docieramy do mariny, gdzie jej pracownik wskazuje nam miejsce do cumowania. Przy drugim pirsie. Niesamowicie brudny i pokryty muszlami mooring z trudem knagujemy na dziobie. Jacht stoi nieco skośnie ale rano wyciągamy z wody drugi mooring, czyścimy go i stajemy prawidłowo. Dobrze się stało, bo nadbiegające z południa szkwały starają się docisnąć rufę do kei a dwa mooringi dają większą pewność uniknięcia kłopotów. Na kei słupek z prądem i wodą tuż przy rufie.

dodelanez 2006 8Klarujemy jacht w marinie Ayios Nikolaos. Jurek przy pracyPodczas kolacji decydujemy się na dłuższy postój, rezygnując z płynięcia wzdłuż z północnego brzegu Krety do Chanii zgodnie z początkowym planem. Decyzja zapadła po wysłuchaniu prognozy o przewidywanych wiatrach z kierunku W. Obok nas stoi siatkobetonowy 30 letni jacht, z którego dobiegają dźwięki słowiańskiej mowy. Ahoj !! okrzykuje nas para czeskich żeglarzy: Zdenek i Zdenkowa od kilku lat włóczą się po Morzu Śródziemnym, zarabiając w międzyczasie na dalszą podróż. Rejestrujemy się w biurze i od szefa mariny dostajemy karty magnetyczne do sanitariatu-zaskoczenie zupełne. Sanitariat czyściutki, pachnący. Przy wejściu stos książek do czytania pozostawionych przez poprzednich użytkowników a w drugim pomieszczeniu - pralki i to działające!!

 

4 maja

Dwa dni wycieczki samochodowej po zabytkach Krety. Ale to już inna relacja. 5maja po
wizycie w Fajstos postanawiamy pojechać do Ierepetry na południowym brzegu Krety.

dodelanez 2006 9Ruiny weneckiej fortecy nad basenem portowym w IerepetrzeSympatyczne miasteczko. Liczne bary i tawerny. Zajeżdżamy na parking przy porcie. Wysoki falochron dobrze chroni basen portowy przed wiatrami i falą.. Żadnych udogodnień dla żeglarzy. Jedynie w przyległym weneckim forcie ogólnodostępne toalety. Wąskie wejście do basenu – wg. mapy w tym miejscu głębokość powinna sięgać trzech metrów, ale według naszych spostrzeżeń nie przekracza nawet dwóch. Dodatkowo przez wodę prześwitują pojedyncze głazy.
Tuż przed główkami portu ciągnie się rząd wystających z wody niczym nieoznaczonych skałek. Wejście jachtem bardzo ryzykowne; względnie bezpieczne chyba jedynie przy dobrej widoczności i słabym wietrze. Wracamy do mariny Ayios Nikolaos.

Płacimy za postój, wodę i sanitariat 68 Euro i umawiamy się, że karty magnetyczne do sanitariatu wsuniemy rano pod drzwi recepcji. Uzupełniamy paliwo dostarczone na keję w trzech kanistrach. Kolacja na jachcie u już zaprzyjaźnionych Czechów. W mesie widać kobiecą rękę; dywaniki, firanki, pod sufitem kołysze się klatka z kanarkiem. W trakcie kolacji tradycyjne rozmowy i dalsze plany: umawiamy się za dwa lata na Wyspach Zielonego Przylądka. Marzenia. Jeszcze raz powtarza się porzekadło, ze świat jest mały bo w rozmowie odnajdujemy wspólnych znajomych z Pragi. Ubywa przyniesionego przez nas wiadomego trunku. Skipper jachtu z dumą stawia na stole butelkę z krystalicznie przezroczystym płynem i po naszych pochwałach prowadzi do dziobowej kabiny i prezentuje znaną nam z puszczańskich ostępów Białostoczyzny, aparaturę. Rzeczywiście na tym jachcie “Full service”.

 

6 maja

dodelanez 2006 10Marina w Vlikhadzie zaanektowana przez rybakówRano flauta i na “Diesel Grocie” pchamy się w kierunku wyjścia z zatoki. Po minięciu przylądka Joannis stawiamy żagle i przy lekkim wietrze z WN bierzemy kurs na Santorini. Niestety po paru godzinach wiatr puchnie i znowu włączamy silnik.
Zapada zmierzch. Trzy mile przed Vlikadhą widzimy światła licznych trawlerów i kutrów, trałujących wzdłuż brzegów. Robi się ciasno i trochę niebezpiecznie. Poruszamy się skokami i trochę wbrew przepisom przecinamy kursy rybaków przed ich dziobami, nie widząc, co ciągną za rufą.

Lokalizujemy znajome światła na nabrzeżu portowym i oświetloną knajpę na górze. W pewnym momencie gasną latarnie na nabrzeżu i z trudem lokalizujemy światła wejściowe. Płyniemy wolno, pamiętając o zatopionym starym falochronie - oczywiście nieoznakowanym.
Wchodzimy do portu i przycieramy kilem o mieliznę. Wsteczny i ruszamy powoli innym kursem - znowu to samo. Na brzegu ktoś daje znaki latarką i płyniemy prawie na styk do burty zacumowanej pogłębiarki. Uff!! udało się.

Basen portowy zapełniony kutrami i kilkoma jachtami. U wejścia do wewnętrznego basenu stoi longside do angielskiego jachtu, polski jacht ze skipperem z Krakowa. Po uzyskaniu zgody cumujemy do jego burty na trzeciego. Rano głośno awanturuje sie skipper angielskiego jachtu, że dwa polskie jachty mogą go docisnąć do nadbrzeża i uszkodzić. Żona skippera przeprasza bo my husband is a little nervous. Znajdujemy wolne miejsce i umawiamy się z szefem mariny, że kiedy przypłynie kuter zwolnimy miejsce. Zbieramy się do wypłynięcia. Na środku wejścia do mariny pracuje pogłębiarka. Staramy się się przejść pomiędzy nabrzeżem a pogłębiarką; znowu orzemy kilem dno. Sondujemy, oceniamy sytuacje z pirsu: nie ma mowy o wypłynięciu.
Wracamy. Nadpływa z dużą szybkością jacht pod niemiecką banderą. i wbija się w łachę piasku. Padają znajome słowa i po godzinie schodzą z pomocą rybaków z mielizny i odpływają. Reszta dnia :pełen relaks i lenistwo.

 

7 maja

Znowu próba wypłynięcia. Pogłębiarka nadal blokuje środek wejścia do portu. Sytuacja się powtarza. Pracownik pogłębiarki informuje nas, że ponieważ jest sobota to skończ pracę o 16,00 i można będzie wypłynąć, bo pogłębią wystarczająco środek kanału. Akurat! Dopiero wieczorem, kiedy już się ściemnia pogłębiarka zwalnia wejście. W międzyczasie wpływają liczne kutry rybaków i zaczyna się akcja przepędzania jachtów. Dwa “przestawione” jachty rosyjskie cumują burtą do szczytu wejścia do wewnętrznego basenu. Cumujemy na trzeciego - tratwa gotowa. Zostają 4 metry wolnej wody na wpłynięcie do wnętrza. Na północnym brzegu basenu tablica z napisem Jacht Club. Kilka mooringów zarezerwowanych dla greckich jachtów. Pracownik mariny pociesza nas, że w ciągu roku będzie ich znacznie więcej i ustaną kłopoty z cumowaniem.

 

8 maja

dodelanez 2006 11Na południowym brzegu Thiry (Santorini) przyroda wyrzeźbiła ludzką postaćRano z ulgą wypływamy. Na silniku docieramy do wejścia do wnętrza Thiry. Zmiana kursu. Stawiamy żagle i półwiatrem blisko brzegów Thirasii wypływamy z Thiry. Wiatr nieco skręca na północny i przy 5B ostrym bajdewindem odkładamy się na kurs w kierunku Naxos. Po prawej burcie zostawiamy Ios. Zmiana kierunku wiatru na północny zmusza nas od odpadnięcia.

Podpływamy pod Sikkinos. Zwrot i kurs na południowy cypel Paros. Potem w oddali zarysy Naxos i niestety klasyczny “mordewind”. Znowu Diesel. Mijamy w bezpiecznej odległości przylądek Moungri pamiętając, że powyżej niego możemy się natknąć na wraki. Po prawej burcie zostawiamy wystające z wody niczym nieoznaczone szczątki statku. Przed nami otwiera się panorama Naxos. Zmiana kursu i po 1.5 mili wpływamy do portu. Odnajdujemy wejście do mariny. Kotwica i rufą dochodzimy do pierwszego pomostu. Jak co roku natychmiast zjawiają się dwaj dziadkowie: jeden specjalista od wody, a drugi od prądu. Za chwilę jesteśmy podłączeni i ruszamy do miasta. Na południowym brzegu Thiry (Santorini) przyroda wyrzeźbiła ludzką postać. Obserwujemy cumujący od wewnętrznej strony pomostu jacht. Załogant usiłuje z dziobu(?) podnieść bosakiem bojkę cumowniczą, ale krótki łańcuch uniemożliwia ten manewr - za chwile rzuca kotwicę i dopływa rufą do pomostu; na drugi dzień pomagamy mu uwolnić z jakiś portowych”syfów” zablokowaną kotwicę.

 

9 maja

Rano wynajmujemy samochód i zwiedzamy wyspę Naxos.

dodelanez 2006 12Zachód słońca w marinie Naxosdodelanez 2006 13Częsty widok w mijanych wioskach na Naxos

 

10 maja

Bierzemy kurs na Kitnos z zamieram dotarcia do Loutry. Mijamy Siros i widzimy
w oddali flotyllę jachtów.

dodelanez 2006 14Rzadki widok o tej porze roku. Uczestnicy regat Cyclades Blue Cup Regatta na kursie prowadzącym na Siros.To tradycyjne już regaty Cyclades Blue Cup Regatta organizowane przez czarterową firmę Vernicos. Na Loutrze spotykamy dwa jachty z rosyjską załogą. Jeden z wielką flaga floty czarnomorskiej, a drugi z amerykańską . Pytamy się dlaczego amerykańska flaga. Odpowiedź jest krótka: “bo my ruskie”. Wieczorem “bratamy” się na ich jachcie i okazuje sie, że jeden z załogantów pracował w Polsce.

Kończymy wizytę bo zaczyna się świętowanie “dnia oswobożdienia”, co grozi wiadomymi skutkami. Na kei czynne słupki z prądem i z wodą - bez opłat. Kiedy robimy zakupy a po usłyszeniu, sprzedawczyni i drzemiąca obok babcia radośnie ciągną nas do półki z alkoholem, gdy rozpoznają w nas Polaków. Okazuje się, że dwa tygodnie temu polska załoga z powodu sztormowej pogody stała dwa dni w marinie i wykupiła cały zapas mocnych alkoholi. W aurze mołojeckiej sławy wycofujemy się ze sklepu starając się nie patrzeć na zawiedzione miny obu Greczynek.

 

11 maja

Ponieważ mamy trochę zapasu czasu decydujemy się na zahaczenie o Eginę. Marina zatłoczona miejscowymi jachtami. Wpływamy do basenu portowego i cumujemy przy promenadzie. Dość pustawo. Stoją tu trzy jachty w tym jeden z polską załogą . W jego skipperze rozpoznajemy jednego ze świadków zeszłorocznego staranowania przez prom angielskiego jachtu w Ermopoulis. Tym razem ani wody ani prądu..

 

12 maja

Samochodem zwiedzamy Eginę, zresztą nie po raz pierwszy. Jak zawsze urzeka nas soczysta zieleń lasów i łąk o tej porze. Jeszcze raz świątynia Afai. Powrót i śpimy.

 

13 maja

Wracamy do Alimos (Kalamaki). Robimy remanent w lodówkach i oddajemy wszystko cumującej obok nas parze Kanadyjczyków, która przypłynęła jachtem z Kanady i planują dalszą włóczęgę po Morzu Śródziemnym. Wizytuje nas właściciel Kavas Jachting, pan Evangelis Kavas. Ogląda jacht i anonsuje swoja drugą wizytę za godzinę. Zastanawiamy się co się dzieje. W między czasie załatwiamy check out i odblokowujemy kaucję. Zgodnie z zapowiedzią zjawia się p. Kavas z szefem mariny sympatycznym Korneliusem. W jednej ręce dzierży butelkę wina, a w drugiej jakieś papiery. Okazuje sie, że wino o nazwie “Kavas” pochodzi z jego własnej winnicy. Rzeczywiście świetne. Rozmowy, oczywiście o jachtach. Dowiadujemy się o nowych zakupach firmy, a po chwili p. Kavas wręcza nam certyfikaty “ First class sailor” uprawniające do dodatkowych zniżek na czarterowane jachty. Trochę marketingowy, ale sympatyczny gest wykonany przez sympatycznych ludzi.

Po południu uroczyście zdejmujemy polska flagę. Kolacja i na lotnisko. Pomimo trzech tygodni wspaniałego żeglowania i przebytych 1200 mil, wszyscy biadolą, że tak krótko. Niestety trzeba wracać do codziennej rzeczywistości.

dodelanez 2006 15Rys 14 w marinie Alimos Kalamaki. Każdy interpetuje tradycyjną komendę “baczność” na swój sposób. Od lewej: Tadzio, Staszek, Sławek i Jurek.

Powyższa trasę przepłynęliśmy na Bawarii 46 Cruiser wyczarterowanej za pośrednictwem f-my “AZYMUT” dzięki niezawodnemu Adamowi Kajdewiczowi za co serdecznie dziękuje mu załoga w składzie: Janusz Badurski, Jurek Samusik (zdjęcia), Tadzio Zaremba, Sławek Zubkiewicz i skipper jachtu oraz autor relacji Staszek Boczoń.