Jacht: Sun Odyssey 42i
trasa: Irlandia Baltimore
termin: 17.08 - 24.08.2019

 

Region ten jest uznawany za jeden z bardziej atrakcyjnych żeglarskich akwenów, niekoniecznie najłatwiejszych i rzadziej odwiedzanych, ale żegluga wzdłuż atlantyckiego, irlandzkiego wybrzeża może zauroczyć.

 

17.08. sobota
Lot do Cork nie trwa długo, transfer jest też sprawny i po południu meldujemy się w porcie Baltimore w 6 osobowym składzie – Kasia, Krzysztof, Grzegorz, Tomek, Rysiek i Adam. 10 letni Sun Odyssey 42i czeka już na kei. Na początek odmiennie niż w innych czarterach – pogawędka z właścicielami firmy. Mary podaje kawę i ciasteczka, Tom opowiada o regionie. Jacht jest bardzo dobrze wyposażony, w dobrym stanie, z dwoma dużymi plotteremi, radarem, bogatym arsenałem środków bezpieczeństwa. Podobne było w Szkocji, ale też jachty te nie żeglują w łagodnych warunkach Morza Śródziemnego. Dalej tradycyjnie krótkie zwiedzanie Baltimore i wypad do baru.

Baltimore kotwicowisko
Baltimore kotwicowisko
Baltimore port
Baltimore port

18.08. niedziela
Wieje 6/7 B, trochę za dużo na otwarte morze na pierwszy dzień. Płyniemy na leżącą w zasłonie od wiatru przystani na wyspie Sherkin. Potem Tom zabiera nas na długą wycieczkę swoim ribem. Oglądamy irlandzkie, zielone krajobrazy, stada fok, przeszkloną bibliotekę lorda na brzegu wyspy, posiadłość Jeremy Ironsa. W przerwie Tom zaprasza nas na kawę i ciasteczka do szacownej, starej posiadłości z imponującym ogrodem. Na koniec wycieczki w zmniejszonym składzie osobowym testujemy maksymalne prędkości riba. Te 30/32 węzły prędkości wywiera duże wrażenie. Dziękujemy gospodarzowi za gościnność i zapraszamy na obiad.

Sherkin na pontonie
Sherkin w drodze do zamku

19.08 poniedziałek
Wieje 5/6 B, można płynąć. Żeglujemy wzdłuż brzegów wysp Sherkin i Cape Clear, w oddali widać słynną latarnię Fastnet. To tu jest jeden z punktów zwrotnych sławnych regat Admirals Cup, te tę latarnię zwą w Irlandii „last drop of tears” – ją ostatnią widzieli imigranci płynący do Ameryki. Żegluga idzie nam generalnie dość gładko i dopiero przy przylądku Mizzen Head fala staje się wysoka i skotłowana, pokryta pasmami piany, W końcu przechodzimy ten obszar i dalej jest już tylko lepiej, słonecznie i pięknie. W planie był postój w miasteczku Castletown, ale infrastruktura żeglarska jest w nim nad wyraz uboga, cumujemy zatem w niewielkiej zatoce Lawrence Cove w sympatycznej marinie na północnym brzegu wyspy Bere. Po południu spacer na wschodni kraniec wyspy. Jeżyn przy drodze jest tyle, że w końcu przestajemy je skubać. Na końcu wyspy znajdują się opuszczone forty, ze zbocza wyspy rozciąga się wspaniały widok na zatokę Bantry.

Bantry Bay
Bere Island
Lawrence Cove na wycieczce
Lawrence Cove port
W drodze na polnoc

20.08 wtorek
Dziś nieśpieszna żegluga na genui w głąb zatoki Bantry. Po obu stronach malownicze wzgórza, soczysta zieleń łąk, niewielkie domki. Około południa stajemy na pławie w Glengariff. Dla żeglarstwa w Irlandii jest to historyczne miejsce, tu bowiem załogi kliku jachtów założyły Irish Cruising Club, dla nas było to piękne miejsce na postój pośród zielonych wzgórz. Nikomu jakoś się nie wyrywa do miasta, załoga oddaje się kontemplacji, w dobry nastrój wprowadzają kolejne utwory i odrobina orzechówki. Po południu część załogi zwiedza okolice Glengariff, część zatrzymuje się na początek w pubie. Wejście do prywatnego zamku nie jest możliwe, ale trafiamy za to na pięknie położone pole golfowe nad brzegiem zatoki. Wieczorem spotykamy się na koncercie szant. Kilka z nich znam w polskim wykonaniu np. Fiddlers Green. Muzycy mają mocne i zestrojone głosy, koncert świetnie im wychodzi. Słuchacze to głównie znajomi muzyków, ale my też powoli stajemy się częścią tej małej żeglarskiej społeczności.

Glengarriff kotwicowisko
Glengarriff w klubie golfowym

21.08 środa
Na kolejny dzień zaplanowana jest wycieczka do większego miasteczka Kenmare, ale pogoda jest niewyraźna i cześć załogi postanawia przeczekać deszcz, część decyduje się na wycieczkę lądową. Przed odjazdem autobusu mamy jeszcze czas na spacer szlakami dla pieszych i zrobienie fotek zatoki i okolicy z okolicznych wzniesień. Trasa do Kenmare jest bardzo widowiskowa i z okien autobusu możemy podziwiać strome zbocza i rozległe doliny zasnute niestety częściowo chmurami. Kenmare jest kolorowe i przyjemne, ale zaczyna padać coraz bardziej i salwujemy się ucieczką do pubu. Nie żeby była to znowu jakaś kara. Po południu i wieczorem na jachcie lecą kolejne odcinki serialu o wikingach.

Glengarriff na wycieczce
Glengarriff zatoka

22.08 czwartek
Przed nami znów Atlantyk. Wieje „twarzowe” 25 do 28 węzłów ale szczęśliwie kierunek wiatru pokrywa się z kierunkiem prądu i fala jest łagodna. Wokół przylądków Sheep Head oraz Mizzen Head jest dziś spokojnie. Bez problemu osiągamy wejście do długiej zatoki Crookhaven. Znów postój na pławie, kontemplacja zatoki i wycieczka na ląd. Zaliczamy z Kasią długi spacer krętą drogą wzdłuż nabrzeża. Zatrzymujemy się na zdjęcia przy niewielkim kościółku z grobami z ubiegłego wieku, smakujemy jeżyny i w końcu dochodzimy do wzgórza ze wspaniałą panoramą oceanu. Ciężko jest zostawić to miejsce i wiem, że widok stromych, zielonych wzgórz roztapiających się w morzu zostanie na długo w mej pamięci. Wieczorem kolejny bar z muzyką na żywo, obserwacja miejscowych piękności i przyjacielski rozmowy kończą ten udany dzień.

Crookhaven kotwicowisko
Gdzie ten port

23.08 piątek
Dziś spokojna żegluga do miasteczka Schull, położonego nad dużą i głęboką zatoką, w której stoi bardzo dużo jachtów. Po zacumowaniu kurs na miasteczko. Jest nieduże, ale przyjemnie go się zwiedza, a jeszcze przyjemniej smakuje Guinessa. W sklepach sporo ładnych pamiątek, pod zdjęciami na wystawach dużo złotych myśli, z których bije duma z zamieszkania w tej części Irlandii, na brzegiem Atlantyku. Po południu już tylko krótka, motorowa żegluga do Baltimore i kolejny rejs zakończony.

Miedzy wyspami
Ostatni kurs
Schull kotwicowisko
Schull wiersz na wystawie

24.08 sobota
Rano transfer na lotnisko, część załogi jedzie zwiedzać Cork, duże i ciekawe miasto, ale to już całkiem inna historia.