Jacht: Sun Odyssey 439
trasa: St Malo - Plymouth - Scilly Islands - Roscoff - St Malo
termin: 18.08 - 31.08.2018

 

Trasa: St Malo - Plymouth - Fowey - Falmouth - Scilly Islands - St Mary (Hugh Town) - Tresco - LAber Wrach - Roscoff - Lezardieux - St Quay Portrieux - St Malo

 

17.08. piątek
Po prawie całodziennej podróży – lot do Paryża, pociąg do St Malo, meldujemy się po południu w biurze armatora Naviloc w 7 osobowym składzie – Kasia, Krzysztof, Darek, Grzegorz, Tomek, Rysiek i Adam. Trzyletni Sun Odyssey 439 czeka już na kei. Dalej generalnie standardowo –zaokrętowanie, zakupy i wieczorem wypad do baru z muzyką na żywo.

Nasz jacht SO 439
Początek w St Malo

18.08. sobota
Czekamy, aż poziom wody ponad próg w marinie nabierze odpowiedniej wysokości i około 10:00 wyruszamy do Plymouth. Wyjście torem podejściowym na silniku, dalej jak należy płyniemy na żaglach. Jest 3 do 4 B z północnego wschodu, potem 4/5 B i w nocy 5/6 B. Mrugają na pożegnanie latarnie na francuskim brzegu i witają światła Albionu. Załoga dzielnie się spisuje, nie straszny jej wiatr i fale, a także morskie kolosy, z którymi krzyżują się nasze szlaki...

To już angielski brzeg
Zaczęło bujać

19.08 niedziela
Po południu jeszcze długie podejście torem i lądujemy w marinie Mayflower, znanej mi z poprzedniego rejsu dookoła Wysp Brytyjskich. W marinie jest cicho i spokojnie, nawet słonecznie i jest cały dzień, aby odpocząć po trudach nocnego przelotu. W mieście najciekawiej wygląda dla mnie nadmorski kompleks położony na wysokim, klifowym brzegu obejmujący cytadelę obronną wybudowaną po angielskiej wojnie domowej w 1666 roku, latarnię morską z 1759 roku, pomnik poległych ku czci poległych w trakcie pierwszej oraz drugiej wojny światowej. To atrakcyjne miejsca oraz malownicze krajobrazy przyciągają turystów, którzy chętnie odwiedzają ten zakątek Anglii.

Latarnia w Plymouth
Plymouth
Tablica poświęcona pamieci polskich marynarzy w Plymouth
Trochę zmęczeni Kasia i Grzegorz

20.08 poniedziałek
Dziś w planie wizyta w Fowey. Wiatr zachodni podobnie jak nasz kurs i dopóki wieje, da się od biedy halsować w pożądanym kierunku. Kiedy jednak przychodzi mgła i wiatr cichnie. trzeba się przeprosić z silnikiem. Przed zmierzchem cumujemy na pławie w obszernej zatoce. Fowey jest niewielkim, ale ciekawym miasteczkiem. Na brzegach głębokiej rzeki stoją tradycyjne angielskie domy na tyle atrakcyjne, że do Fowey zawijają wielkie promy z gromadą turystów. Stają na tym samym kotwicowisku co jachty i taki widok jest naprawdę niecodzienny. Prom promem, czas na brzeg. Trafia się nam się gratka, bowiem w ramach tygodniowych regat jest również koncert. Najpierw gra współczesne kawałki młodzieżowa kapela, potem wchodzą na scenę nieco starsi panowie, ale pełni dynamiki i dają, że tak powiem „czadu”. Zaczynają od Beatlesów, potem lecą ostre rockowe hity, tak nam znane. Późno wracamy na jacht.

Fowey
Postój w Fowey
Towarzystwo w Fowey na postoju

21.08 wtorek
Znów nocne wyjście. Na morzu tafla absolutna i zero wiatru, zatem pełna prędkość do Falmouth. Dziś dominują zajęcia lekturowe i kontemplacja zielonych krajobrazów Kornwalii. Po południu cumujemy w marinie, w pobliżu kilku imponujących megajachtów. Jest na co przynajmniej popatrzeć, pożeglować raczej się nie da. Obok mariny rozciąga się wielkie kotwicowisko, na którym w równych tyralierach stoją dziesiątki jachtów. Falmouth jest bardzo przyjemnym miastem do zwiedzania. Nie ma tu wysokiej zabudowy, wąskie uliczki są pełne sklepów i butików. Sporo jest zieleni, a ze wzgórz można podziwiać malownicze krajobrazy. Po południu chłopaki przynoszą sztormiaki, walizki, etc. Jeszcze kilkanaście lat temu w rejsie w Anglii mogliśmy sobie pozwolić na bardzo niewiele.

Falmouth
Kotwicowisko w Falmouth
Dziś Rysiek ma ciężką robotę
Miły domek w Falmouth

22.08 środa
Od wczesnego świtu ciągniemy na Scilly Islands, po drodze zostaje przylądek Lizard i latarnia Wolf Rock. Tu kończy się stara Anglia. Znów leniwy, słoneczny dzień, opalanie, przekąski, niespieszne rozmowy. Lądowe sprawy już zdecydowanie zostały za nami. Przed zmierzchem stajemy na pławie w Hugh Town na St. Mary. Czas na pierwszy krótki spacer po mieście i wyspie i dłuższy postój w tradycyjnym, angielskim barze.

23.08 czwartek
Wieje nieźle, ale to nie problem na lądzie. Dziś gruntowna eksploracja wyspy. Sterowanie pontonem musi być uważne, bowiem na kotwicowisko wchodzi spora fala. Na lądzie zaczynamy od głębokiej zatoki Porthcressa z piękną długą plażą, potem spacer wąską ścieżką wschodnim wybrzeżem pośród wysokich jeżyn i wzdłuż skalistych przylądków. Na północy wyspy, w pobliżu latarni morskiej rozgościły się fantastyczne formy skalne. Tu zatrzymujemy się dłużej, miejsce jest bowiem jak z innego świata i trudno jest sobie odmówić położenia się we wrzosach i kontemplacji morza, błękitu nieba i poszumu wiatru. Dalej kręta ścieżka i ładna plaża, a dwóch śmiałków – Kasia i Tomek zanurzają się nawet w wodzie. Na jacht wracamy wąską drogą wzdłuż zielonych łąk i ogrodów. Wycieczka nie byłaby oczywiście kompletna bez przerywnika na piwo w barze.

Chwila zadumy
Kotwicowisko w Hugh Town
Tomek z dala od zgiełku
Kasia
W angielskim barze
W tym barze w Hugh Town zagościliśmy
Wrzosowiska na St. Mary
Zatoka Porthcressa

24.08 piątek
Miałem w planie zmianę postoju na Tresco, ale na kotwicowisku w Tresco wieje silny wiatr w zatoce i powoduje duże zafalowanie, zostajemy zatem w St. Mary i na Tresco płyniemy promem. Ozdobą Tresco, drugiej co do wielkości wyspy archipelagu, jest sławny subtropikalny ogród Abbey Garden. Ogród został utworzony w 19 wieku i znajdują się w nim. kwiaty, drzewa i krzewy ze strefy Morza Śródziemnego, Brazylii, Zelandii, Afryki południowej, Birmy i innych krajów. W ogrodzie można spędzić kilka godzin podziwiając cudowne formy, kształty I kolory. Nasyciwszy się egzotyką, podejmujemy zwiedzanie wyspy.
Jej północna część jest surowa, ale interesująca do zwiedzania. Ścieżką, którą podążamy smakujemy jeżyny, rosnące tu w obfitości. Wspinamy się na zamek Cromwella i ruiny garnizonu. Z obu miejsc są wspaniale widoki. Na koniec dochodzimy do północnego cypla wyspy i tu naprawdę można się poczuć jak na końcu świata. Wrażenie pogłębia silny wiatr, który gwiżdże pośród skał. Czas na powrót. Szeroką ścieżką pośród barwnych wrzosów zdążamy do portu promowego.

Jeżyny na Tresco
Nostalgiczne Tresco
Wejście do ogrodu
Ogród w Tresco
Tropiki na Tresco
Przerwa w na wycieczce na Tresco Grzegorz i Adam

25.08 sobota
2 Balon w marinie w LAber WrachBalon w marinie w LAber WrachPo północy wychodzimy w morze. Wyspy Scilly Islands nie są odpowiednim miejscem, aby szwendać się po nich w nocy, ale podejmuję to ryzyko, mamy wtedy szanse na dobry wiatr podczas całego przelotu i wysoką wodę po południu po francuskiej stronie. Wszystko na szczęście idzie gładko i pod genuą żeglujemy spokojnie na południe. W ciągu dnia wiatr cichnie i na jachcie panuje prawdziwe dolce vita. Opalanie, lektura, wspomnienia wypełniają ten spokojny dzień. Bardzo się przyda po gorączce zwiedzania kolejnych portów i ich atrakcji.
Po południu o wysokiej wodzie i minimalnym prądzie, wchodzimy długim torem podejsciowym, odhaczając kolejne pławy do ładnej mariny w LAber Wrach. Czas na drinka i kontemplację panoram. Nad nami szybuje balon, raczej niecodzienne zjawisko w portach. W miasteczku niewiele jest do zwiedzania wieczorem, za to pobliski bar jest bardzo gościnny i spędzamy w nim sporo czasu delektując w zależności od gustów winem, napojem ze złocistą pianką lub czymś mocniejszym. W końcu nie zabrakło nawet tańca z barmanką.

 

Darek w oczekiwaniu ma mule
Na kursie Francja

26.08 niedziela
Pada i wieje i dziś nie bardzo mamy ochotę na żeglugę. Mimo deszczu wyruszamy jednak na aprowizacyjny spacer do miasteczka Landeda, jako że zapasy niektórych płynnych, ale bardzo istotnych dla żeglarza produktów, są na wyczerpaniu. Po południu kolejny krótki spacer, podczas którego zahaczamy o restaurację z owocami morza. Rezerwujemy miejsca i wieczorem kosztujemy małże, homary, etc. Pychota, w szczególności, że np. małże kosztują 10/12 Euro. Nasz wesoły bar jest niestety zamknięty, rekompensujemy ten smutny fakt wyjątkowo długą imprezą muzyczną.

 

27.08 poniedziałek
1 Trimarany w RoscoffTrimarany w RoscoffWyjście z portu jest dość długie, wokół skały, duże zafalowanie i poprzeczny prąd, nie chcę myśleć co będzie, jeżeli silnik zawiedzie. Wczoraj nieostrożny jacht wymagał ściągania. Na morzu duża fala mocno zbija jacht z kursu, mila za milą płyniemy na wschód w dużej odległości od brzegu, którego bronią najeżone skały. W dobry nastrój wprawia nas jednak słoneczna pogoda i piękne krajobrazy. Po południu cumujemy w nowej i eleganckiej marinie w Roscoff. Stoi w niej nie tylko taki drobiazg jak nasza łódka, ale i ogromne trimarany, prawdziwe pożeracze prędkości. Z mariny do centrum kursuje bezpłatny autobus.

Roscoff jest bardzo urokliwym miasteczkiem z szacowną katedrą, wąskimi uliczkami o charakterystycznej, bretońskiej architekturze. Duże wrażenie wywiera gęstwa łódek i jachtów spoczywających na piasku zatoki podczas odpływu i długie molo wychodzące daleko w morze, wokół którego widnieją dziesiątki skał. W jednej z wielu kawiarni smakujemy lokalne piwo i likier i przyglądamy się codziennemu życiu miasteczka. Raz wzrok zatrzymuje się na zgrabnej piękności na wysokich, czerwonych szpilkach, raz na najnowszym modelu eleganckiej wyścigówki, niespiesznie mija nam ten lądowy, żeglarski wieczór...

Klimaty Roscoff
Kwiatuszki w Roscoff
Molo w Roscoff
Odpływ
Stare Roscoff

28.05 wtorek
28 Postój w Lazardieux smallPostój w LazardieuxŻegluga w Bretanii wymaga wzięcia pod uwagę kierunku prądów pływowych, można bowiem wlec się z prędkością 2,5 do 3 węzłów lub gnać z prędkością 9 do 10 węzłów. Przed południem wyruszamy na kolejny, długi podcinek trasy. Znów słoneczna pogoda, skaliste wysepki i kolejne przylądki, kolejny żeglarski dzień. Przy wejściu do długiego fiordu prowadzącego do Lezardieux skotłowana woda przypomina o potędze żywiołu. O zmierzchu cumujemy w niewielkim porcie. Tawerna jest na szczęście otwarta, a w niej znów extra owoce morza.

 

29.08 środa
Z dobrym prądem wchodzimy w nowy, pogodny dzień. Po obu stronach wschodniego wyjścia skały i kardynalne pławy. Tu pomyłka w nawigacji może kosztować bardzo drogo. Po lewej widnieje Ile de Brehat, Ten skalisty archipelag z dziesiątkami skał z różowego granitu wygląda w słońcu fantastycznie. Pięknie byłoby tu pożeglować, ale to już innym razem. Po wyjściu ze skał nareszcie żagle i dobry półwiatr, 3 do 4 B. Po prawej widnieją zielone, pięknie kontrastujące z błękitem wody wzgórza, po lewej otwarte morze, ciągle kuszące przygodą i wolnością. Po południu cumujemy w St Quay Portrieux, w dużej i nowej marinie. Miasteczko jest bardzo ładne, a jego atrakcje to piękne plaże, klimatyczne uliczki, kilkuwiekowe, familijne domy i dużo zieleni. Znów więc spacery i tawerna w dobrej kompanii.

Marina w St Quay Portrieux
Plaże w St Quay Portrieux
St Quay de Portrieux

30.08 czwartek
Kolejne nocne wyjście. Po wyjściu ze skalistych zakamarków otwarty kurs na St. Malo. Prędkość stopniowo wzrasta, na liczniku 9 do 10 węzłów. To się płynie. Około południa cumujemy. Czas na drinka, podziękowania za rejs, sprzątanie i kurs na ląd. St. Malo jest ciekawym miastem. Rozwinęło się u boku klasztoru założonego w VI w przez walijskiego mnicha Maclo (Malo), od którego wzięło też nazwę. Miasto żyło z handlu i piractwa. Dziś atrakcją St. Malo jest zabytkowa starówka otoczona murami, długie plaże, a także zamek, ratusz i gwarne uliczki. Znów spacer, wybieranie pamiątek, kontemplacja panoram z murów, chwila w kawiarni. Wieczorem jeszcze raz znów muzyka, przyjazne uśmiechy. Rejs się kończy, ale będzie co wspominać.

Kasia i Krzysztof w pirackim gronie
St Malo
Uliczki St Malo
W St Malo jest też zielono
Załoga w St Malo po rejsie

Adam Kajdewicz