Katamaran: Lipari 41
trasa: Le Marin na Martynice - Martynika
termin: 19.04 - 03.05.2015

Trasa rejsu: Le Marin na Martynice, St Lucia, Rodney Bay na St Vincent, Admiralty Bay na Bequia, Grenadyny: Mayreau, Palm Island, Union Island, Tobago Cays, Wallilabou, Marigot Bay na St Lucia, Martynika.

 

 

relacje 2015 karaiby mapaJest Anno Domini 2015, znów jest mi dane szczęśliwie zawitać na karaibski szlak. W poprzednich relacjach pisałem dość szczegółowo o żegludze na Wyspach Nawietrznych, teraz ograniczę się raczej do wrażeń niż szczegółowych opisów odwiedzanych miejsc.

19 kwietnia, w niedzielę wieczorem katamaran Lipari 41 w marinie Le Marin na dwa tygodnie stał się naszym domem.

 

Poniedziałek

Po całym przedpołudniowym, nieuchronnym zgiełku – przejęcie katamaranu, zakupy, odprawa celna – około południa opuszczamy Martynikę kierując się na południe. Powoli zostawiamy za sobą lądowe sprawy, niespiesznie wchodzimy w rytm codziennej żeglugi, karaibskie słońce i wiatr stają się naszą codziennością.

Pierwszy postój to kotwica na wyspie St. Lucia w zatoce Rodney Bay w pobliżu Pigeon Island. Załoga pochodzi z różnych stron Polski, dziś jest czas pierwszej wieczornej integracji.

 

Wtorek

relacje 2015 karaiby 03Nasz katamaran Lipari 41Żeglugą z Rodney Bay na St. Vincent na zarefowanym grocie i genui trwa ok 7 godzin, załoga szybko nabiera wprawy w sterowaniu i obsłudze żagli.

Po południu osiągamy miejscowość Chateaubelair. Po odprawie większość załogi wyrusza na wycieczkę do wodospadu na zboczu wulkanu La Soufriere, Krzysztof łowi ryby, ja zatapiam się w widokach palm i zatoki.

Wieczorem nasz lądowy przewodnik Julien opowiada ciekawie o St. Vincent, a jego słowa mówią o trudnym życiu mieszkańców wyspy. Dziś wieczór z gitarą, pigwówka Krzysztofa smakuje wszystkim wybornie.

 

Środa

Z Chateaubelair do Admiralty Bay na Bequia płyniemy ok 4 godzin i jest to przyjemna żegluga w pełnym bajdewindzie przy 4/5 B. Opalenizna zaczyna osiągać stan nasycenia. Po południu cumujemy na pławie w zatoce, pod nami błękit wody, wokół jachty obieżyświatów i czarterowe jednostki. Wieczorem kolacja w niewielkiej tawernie, langusty, kilka tańców przy muzyce barda z gitarą i wieczorny, niespieszny spacer brzegiem zatoki w delikatnej księżycowej poświacie.

 

Admiralty Bay na Bequia
Admiralty Bay na Bequia

Czwartek

Na kursie Grenadyny. Dziś żegluga jak marzenie. Trampolina na dziobie i kosze dziobowe stają się ulubionymi miejscami pobytu załogi. Fale przelewają się miedzy kadłubami, tworzą zawirowania piany, ich szum jest magnetyzujący. Mógłbym tak wpatrywać się bez końca w małe fontanny wody osiadającej na kadłubach, poddawać się wiecznemu kołysaniu oceanu i trwać w oczarowaniu fascynującą harmonią morza i słońca.

relacje 2015 karaiby 06Salt Whistle BayZa Canouan zaczyna się już świat karaibskich raf, żegluga staje się nieco trudniejsza.
Na Mayreau stajemy na pławie w Salt Whistle Bay tuż obok plaży.

Jest to jedno z najpiękniejszych miejsc na Grenadynach. Po zawietrznej widnieje długi półksiężyc białej plaży, z niebieską, łagodnie sfalowaną wodą, nad brzegiem zatoki rośne gaj palmowy. Miejsce jest idylliczne. Nie mniej czarująca plaża znajduje się po nawietrznej. Jest szeroka i długa, z czystym, drobniutkim piaskiem. Fale uderzają tu mocno, z szumem wlewając się na plażę i delikatnie wracając do oceanu. Z odgłosem wody splata się szum palm pochylonych w wietrze pasatu.

Plaża jest zazwyczaj pusta, odczuwa się głęboko wrażenie samotności i zatopienia w pierwotnej, nieskażonej naturze.
Wieczorem wizyta w znanej restauracji Hideaway. Jej właściciel Denis ciekawie opowiada o swoim życiu, o spotkaniu z Gosią. Spotkanie, z początku dość formalne, staje się ożywione i przyjacielskie, pozostawia za sobą sporo tematów do rozważań odnośnie ludzkich losów i niewykorzystanych szans w życiu. Był to jeden z wieczorów pozostający na długo w pamięci.

 

Piątek

relacje 2015 karaiby 07Palm IslandOkoło południa po kontemplacji zatoki czas na Palm Island, kolejnej urokliwej plaży. Miejsce jest bajkowe. Stoimy na kotwicy, z lewej i prawej strony fale przyboju rozbijają się z szumem o rafę otaczającą dookoła wyspę, na wprost panorama plaży, turkusowej wody i kołyszących się łagodnie palm zniewala swoim urokiem.

Czas jednak w drogę. Po nawigacji między rafami stajemy przy Petit St. Vincent zwanej potocznie PSV. Kotwiczenie idzie dziś z problemami, w końcu kotwica załapuje. PSV jest także bardzo ładne, niestety, dziś wieje 5/6 B i sfalowana woda nie pozwala ujrzeć całej feerii barw pod dnem jachtu, z czego słynie kotwicowisko.

Wieczór na pokładzie jest także spokojniejszy, rzekłbym, że mamy przerwę techniczną. Załoga jest bardzo sympatyczna, dobrze mi się z nią żegluje. Większość jest pasjonatami motocykli. Niewiele mi mówiące początkowo nazwy bmka, goldas, harley i podobne, w trakcie rejsu zaczynają się materializować. Już wiem trochę o zlotach, poczuciu swobody, różnych aspektach motocyklowej fascynacji.

 

Sobota

relacje 2015 karaiby 08Palm IslandPrzestawiamy się do Petit Martinique, aby nabrać wodę i paliwa i płyniemy do Clifton na Union Island. Po drodze zaoczamy dwa żółwie w niedwuznacznych pozach i nie omieszkamy oczywiście zatrzymać katamaranu, aby przyjrzeć się z bliska całej sytuacji. Znów kąpiel na Palm Island i wpływamy do Clifton. Wejście do Cifton jest w zasadzie proste, ale locja podaje następującą uwagę:

”you should be very wary of numerous reefs about both the main Island and nearby Palm I. Plenty of yachts have ended their days here”.

Cumujemy przy Anchorage Club.

Bardziej romantycznym miejscem, jak pamiętam z pierwszego rejsu, jest kotwicowisko tuż za rafą, gdzie stale słuchać szum rozbijających się fal przyboju, ale na dziś zaplanowałem wieczór taneczno - rozrywkowy w Clifton i aby nie było problemów z powrotem na jacht, postój przy pomoście jest jak najbardziej wskazany. Plan został zrealizowany, najpierw impreza z tańcami i drinkami odbyła się w niewielkim barze, a po jego zamknięciu przenieśliśmy się do następnego lokalu z muzyką na żywo. Reagge, niezapomniane hity z czasu złotych lat rocka i co tam jeszcze w duszy grało gitarzyście, to było to czego oczekiwaliśmy.

Jedna z miejscowych dziewczyn na parkiecie pyta o naszą załogę. Okazuje się, że mieszka w Clifton i jest zawodowym skipperem. Zna firmę, skąd wyczarterowałem katamaran i cały ten światek. Nadajemy na podobnych falach jak się to teraz mówi i na pożegnanie życzymy sobie serdecznie wielu udanych rejsów.

 

Clifton
Clifton

Niedziela

relacje 2015 karaiby 11Tobago CaysPo trudach Clifton czas na odpoczynek na Tobago Cays, kolejnym, pięknym miejscu na Grenadynach. Stoimy na pławie w pobliżu wyspy Baradel. Na wysepce roślinność zadziwia egzotycznymi kształtami i wyglądem.

Po nawietrznej Baradel nie ma już nic pomiędzy nami a Afryką, za wyjątkiem rafy Horseshoe Reef, której błękit wody jest nie do opisania. Po wieczornej pogawędce, kiedy załoga poszła już spać, zalegam na siatce trampoliny wsłuchując się w szum fal przyboju i podziwiając usłany gwiazdami firmament.

Tobago Cays jest dla mnie kolejny raz miejscem magicznym, uosabiając ten moment zagubienia we Wszechświecie, bez początku i bez końca, w którym można podziękować Stwórcy za radość istnienia.

 

Poniedziałek

relacje 2015 karaiby 12Salt Whistle BayZnów plaża, kąpiele, wycieczka pontonem na brzeg, tym razem na wysepkę Jamesby. Widoki ze wzgórza są fantastyczne, podwodny świat ciekawy.

Po południu ponownie postój na Salt Whistle Bay. Jeszcze raz nurkowanie na rafie, kąpiele, zakupy. Wieczorem rozpalamy ognisko wśród palm, pieczemy coś na ruszcie i próbujmy razem śpiewać z lepszym lub mniejszym/gorszym skutkiem.

 

Wtorek

Po śniadaniu zajęcia w podgrupach. Nostalgiczna wycieczka na nawietrzną plażę jest dla mnie czymś oczywistym, kto wie, czy znów będzie mi dane cieszyć się tym, tak działającym na wyobraźnię, egzotycznym miejscem. W pobliżu katamaranu kotwiczy stary dwumasztowiec, z trudną do odczytania nazwą. Jego pełne kształty przypominają słynne statki ratownicze Colina Archera, z pamięci wydobywają się słowa szanty:

„Już nie wypłynie stary wrak
Na wielorybich ścieżek szlak,
Zaryty dziobem w plaży piach”

Nam odpowiada na szczęście bardziej fragment szanty Porębskiego „Czas na północ wracać już”, gdzieś w głowie kołaczą się także słowa o legendarnym brygu „Blue Nose” przemierzającym karaibskie szlaki. Rejs na tych wodach niesie z sobą tyle asocjacji i skojarzeń do minionego świata. Żegluga do Bequia jest znów extra.

 

Środa

relacje 2015 karaiby 13WallilabouRejs na Wyspach Nawietrznych nie byłby kompletny bez odwiedzenia chłopców z Wallilabou. To boat boys są integralnym elementem tej zatoki. Pomogą w zacumowaniu, zaoferują rybę, ozdoby, trawkę.

Na lądzie spotykamy Antka, rodowitego mieszkańca Wallilabou, który darzy dużą sympatią Polskę i polskich żeglarzy, nieco mówi po polsku i prowadzi knajpkę znana w okolicy jako Polish bar. Kotwiczymy zatem wieczorem u Antka.

Na powitanie serwuje mi gratis szklaneczkę 84 procentowego rumu, licząc chyba na inną reakcję, niż moje uznanie z poczęstunku. Polewa na stół rum i podpala go. Buchający płomień szybko gaśnie. Dalej jak to na Karaibach – kolejne drinki, wesołe rozmowy, reagge i tańce. Antek sporo opowiada nam o sobie, nieobcy mu jest hiszpański z czego się cieszę. Wieczór przeciąga się, pod koniec nie musimy już płacić za drinki. Noc jest niezapomniana.

 

Czwartek

relacje 2015 karaiby 14Marigot BayPrzed wyjściem poranna pogawędka z dwuosobową amerykańską załogą z sąsiedniego jachtu. Żeglują oni już 12 lat dookoła świata, najbardziej upodobali sobie Polinezję, czemu trudno się dziwić. Kiedy mówią o archipelagu Tuamotu, żywiej bije mi serce. Mówię, że jest to trudny akwen do żeglugi. Potwierdzają, ale skipper odpowiada, że przy uważnej nawigacji da się i że jest OK. O pięknie Tuamotu nie musimy mówić. Czy to będzie miejsce kolejnego rejsu, może nie skończy się na marzeniach.

Płyniemy na silniku wzdłuż St. Vincent. Krajobrazy górzystej wyspy w porannym słońcu są nadzwyczaj piękne. Soczysta zieleń wzgórz, niewielkie, okolone palmami zatoki fascynują swą urodą. Na otwartym morzu znów 5/6B, jeden ref na grocie i genui i stale ok 8 węzłów. Wokół błękitne, migające refleksami morze, kadłuby szemrzą pieszczotliwie swą wodną pieśń, czy może być przyjemniej.

Cumujemy w Marigot Bay na pławie. Wieczorem w kilka osób płyniemy do znanej restauracji JJ, ale jest w niej dość sennawo. Z głośnika płyną wolne utwory country dla amerykańskich załóg, które zacumowały u JJ na wielkich katamaranach. Przestawiamy się zatem do lokalnego baru zachęcającego ogłoszeniem o najtańszym piwie w Marigot Bay, jest w nim rzeczywiści wesoło. Spotkały się tu załogi ze Stanów, Szwajcarii, Polski plus oczywiście miejscowe chłopaki. Muzyka jest fajna, rozmowy ożywione. Skumaliśmy się ze Szwajcarami, jest OK, mój niemiecki ciągle mnie nie zawodzi.

 

Piątek

relacje 2015 karaiby 15Zachodnia strona MartynikiNa kursie miejscowość Les Anses d’Arlet po zachodniej stronie Martyniki. Katamaranem sporo dziś kołysze i dzień upływa pod znakiem zabaw i pobytu na trampolinie.

Można tu piszczeć z uciechy, jak to czyni jedna z załogantek przy każdym podrzuceniu w powietrze starać się utrzymać równowagę stojąc, bujać w górę i w dół na koszu dziobowym lub zwyczajnie ogarniać wzrokiem roziskrzone morze.

Po południu znajdujemy dobrą miejscówkę na pławie. Wieczorem przygarnia nas portowy bar.

 

Sobota
relacje 2015 karaiby 16Z powrotem w marinie w Le MarinHalsowanie na katamaranie to niewdzięczna i mało efektywna działalność. Dobre silniki są bardzo pomocne w dotarciu do celu, jakim jest dla nas Le Marin.

Jeszcze tylko tankowanie paliwa, ostatnie cumowanie, długi pożegnalny wieczór i kolejny rejs jest zakończony.

Czy jestem nasycony Karaibami?

Bynajmniej.

Adam Kajdewicz