Jacht: Dufor 405
trasa: Azory - Portugalia
termin: 27.04 - 04.05.2013
Po ubiegłorocznym dwutygodniowym rejsie na Wyspach Kanaryjskich, po którym zostałem pod wrażeniem oceanicznej fali, na tegoroczną majówkę wybraliśmy się na inny akwen, jeszcze bardziej zdala od zgiełku, na Wyspy Azorskie. Towarzystwo jest tym razem międzynarodowe, bowiem oprócz polskiej części załogi – Gosi, Ewy, Krzysztofa, Ryszarda i niżej podpisanego, do grupy dołączyły dwie moskwiczanki, Julia i Aleksandra.
Przystanek w Lizbonie wykorzystujemy na bliższe poznanie załogi i zwiedzanie Lizbony. Następnego dnia lądujemy na Faial, gdzie w marinie w Horta czeka na nas Dufor 405.
Horta to jeden z przystanków na szlakach oceanicznych żeglarzy i miejsce spotkań żeglarzy z całego świata. W porcie panuje zwyczaj, że żeglarze przed wypłynięciem na ścianach przystani zostawiają obrazy swoich jachtów. Inaczej mogą nie trafić do portu przeznaczenia.
Biorąc pod uwagę silny wiatr na początek rejsu, płyniemy promem na wyspę Pico.
Wyspa jest sławna z produkcji wina verdelho, popularnego niegdyś wśród władców Europy. W Madalenie odwiedzamy Muzeum Wina związane z produkcję tego sławnego trunku. Tu uświadamiam sonie, że wino znane jest od 10000 lat.
Dalsza trasa prowadzi nas dookoła wyspy, pośród zielonych wzgórz, niedużych kościołów, zabudowań o charakterystyczny biało – czarnej szachownicy kolorów na ścianach. Szczyt Pico (2350m) ukrywa się dziś w chmurach.
W ciągu następnych dni poznajemy gruntownie Hortę, a na niej kultową Café Peter, miejsce spotkań żeglarzy z całego świata oraz świeżo wygasły wulkan w centrum wyspy. Załoga w zależności od preferencji pojedynczych uczestników wycieczki odbywa wycieczki rowerowe, zwiedza Hortę i okolice pieszo lub nawet zalicza basen. Julia i Aleksandra odkryły restaurację serwującą znakomite dania rybne. Porto też jest w niej w dobrej cenie. Julia bardzo ładnie śpiewa, zna mnóstwo utworów i łączymy jej koncerty na zmianę z muzyką Krzysztofa, przy której zdarza się nawet czasem potańczyć.
Poznawszy Hortę płyniemy zapoznawczo na ocean. Ciągle sporo wieje, fala duża, mocno kołysze. W słońcu ocean jest roziskrzony, pogoda jest prawdziwie żeglarska. Kiedy jednak wychodzimy poza Pico ciężko jest płynąć pod falę. Jachtem mocno rzuca i dochodzimy do wniosku, że na dziś to chyba wszystko. Z wiatrem powrotna zeglugą jest prosta i łatwa.
Następne wyjście w morze jest dłuższe i pod koniec dnia cumujemy w Velas na Sao Jorge.
Porcik jest niewielki, w osłonie wysokiej skarpy, jachtów niewiele. Lubię takie kameralne miejsca. Wieczorem pizza i krótki spacer.
Następne dzień to wycieczka samochodowa do parku krajobrazowego z roślinnością charakterystyczną dla Azorów, fantastyczny widok miasteczka poniżej słynne portugalskie "fajas"- czyli urwiska zbudowanego na jęzorze zastygłej lawy i piękne krajobrazy wzgórz i łąk z porozrzucanymi z rzadka zabudowaniami. Nie przypadkiem wyspa uchodzi za najładniejszą do pieszej turystyki. Sławna jest także ze swoich serów, co możemy potwierdzić jednoznacznie.
Powrót z rejsu kończymy w Lizbonie wieczorem fado w kajpce Tawerna del Rey, w pobliżu muzeum fado, którą to knajpkę wskazał nam taksówkarz. Spośród kilku wykonawców prawdziwą gwiazdą była Katia Garcia, której płytę nabył Krzysztof i którą w powrotnej drodze samochodem z Berlina do Warszawy słuchaliśmy wspominając dalekie wyspy i gościnność Portugalczyków. Fado mówi miedzy innym o tym, co mogło być, a nie było. Terceira i San Miguel były tym razem nie nas. Trudno. Morze nie zawsze zgadza się na nasze plany. Wierze jednak, że następnym razem będzie bardziej łaskawe.