3 katamarany: 2 Lavezzi 40, Orana 44
trasa: Martynika - Martynika
termin: 08.01 - 18.01 2012

Trasa: Martynika, St. Lucia, Bequia, Tobago Cays, Mayreau, Chateaubelair, Marigot Bay, Martynika.

 

Słońce, wiatr i woda czyli cudowne Karaiby

 

relacje 2012 karaiby 01Karaiby to jedno z tych miejsc, które już samą swoją nazwą zachęcają do wyjazdu, kojarząc się nam ze słońcem i pięknymi plażami. Od dawna znane są jako doskonałe miejsce do przeżycia żeglarskiej przygody, a ostatnio stają się również coraz bardziej popularne wśród nurków.

Decydując się na wyjazd na Karaiby, należy mieć jednak świadomość, że żeglowanie tutaj na pewno nie będzie spacerkiem statkiem po Zalewie Zegrzyńskim, lecz prawdziwym żeglowaniem. Wiatry wiejące czasem z siłą 7B, wymagają odpowiedniego przygotowania i doświadczenia w prowadzeniu jachtu, zwłaszcza, jeśli jest to katamaran.

Większość organizowanych na południu Karaibów rejsów rozpoczyna się na Martynice, która stanowi francuskie terytorium zamorskie. Tak więc podróż nasza zaczęła się w Paryżu, który w styczniowy dzień przywitał nas nie tylko słoneczną pogodą, ale również alarmem bombowym ogłoszonym na lotnisku De Gaulle’a.

Kiedy wysiedliśmy z samolotu, wpadliśmy od razu w straszliwy wir ewakuacji pasażerów z terminala. Ochrona lotniska zdezorientowana chyba bardziej niż my wszyscy, przeganiała nas z jednego kąta w drugi, w zależności od tego, kto uważał, że dowodzi akcją. Skutek był taki, że nasz transport nie był wstanie odnaleźć nas i pozbierać przez następną godzinę.

Sam lot na Martynikę minął spokojnie i po 8 godzinach jesteśmy na miejscu. Martynika to taki dziwny twór, rejestrację na autach takie same jak w Paryżu, chociaż miejscowi Francuzi już jakby trochę inni. Na wielki plus zapisać im należy to, że próby komunikowania się w innym niż francuski języku, traktowane są tu z dużym zrozumieniem.

 

Le Marin
Wyjście Orana z Le Marin

Aby zdążyć ze wszystkimi administracyjno-gospodarczymi obowiązkami przed wypłynięciem konieczny był podział ekipy na zakupowiczów, paszportowców i przejmujących od armatora nasze katamarany.

W pobliskim, rekomendowanym nam sklepie „Leader Price” puste półki, chyba jakiś tajfun tu przeszedł, bo została tylko woda i coca cola. Zakupy nasze ograniczamy więc do podstawowych i najbardziej niezbędnych produktów, mając, jak się niebawem okaże złudną całkiem nadzieję, że dalej będzie lepiej.

Niestety lepiej nie było, było za to zdecydowanie drożej. Kiedy jedni usiłują kupić cokolwiek, ja próbuje dokonać niezbędnych formalności celnych. To dopiero jest zabawa. Tłumek ludków każdy z kilkoma paszportami w garści, przebiera nogami i palcami po klawiaturze, żeby zdążyć przed zamknięciem biura. Wypełnianie formularza trwa w nieskończoność, od razu widać, kto robi to po raz pierwszy.

 

relacje 2012 karaiby 04Santa Lucia - Soufriere BayDziś wieje 6B i pięknie świeci słońce, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że jesteśmy już na Karaibach. Prawie wszyscy trochę chorują, wysoka oceaniczna fala, zmiana czasu i klimatu daje znać o sobie.

Dopływamy do Soufriere Bay na Saint Lucia, gdzie czeka nas kolejna gehenna z odprawą paszportową.

 

Wodospad na Soufriere - St. Lucia
Piton na St. Lucia
 

relacje 2012 karaiby 07Boat boyTam też po raz pierwszy mamy okazję zetknąć się z niezwykle popularną tutaj „instytucją boat boy’ów”, którzy podpływają do jachtów, czym który ma i potrafi, oferując pomoc przy kotwiczeniu, oraz wszelkiego rodzaju towary. Co bardziej zdesperowani wypływają dość daleko w morze, aby zapewnić sobie prawo pierwszeństwa. Choć czasem męczą i trudno się od nich uwolnić, to z drugiej strony stanowią barwne i w sumie ciekawe uzupełnienie miejscowego karaibskiego klimatu.

Od naszego boya Michella, kupujemy 10 kilo tuńczyka. Cena 100$ potwierdza nasze obawy, że na Karaibach tanio nie będzie, ale za to rybka jest cudownie świeża i przepyszna.

 

relacje 2012 karaiby 08Nasza trójkaPomału zapada zmierzch, z braku wystarczającej ilości miejsca na bojach, stajemy na jednej aż w 3 katamarany. Jak się szybko przekonujemy był to błąd niewybaczalny.

Przez całą noc wiaterek i mała fala szarpie powiązane ze sobą jachty, nie dając, co bardziej wrażliwym zmrużyć oka. Ledwo więc świta, z wielką ochotą i entuzjazmem ruszamy w dalszą drogę na Grenadyny.

Po drodze tylko przystanek w miejscu o wdzięcznej nazwie „Wallilabou”, gdzie kręcili Piratów z Karaibów. Pamiątek po filmie zostało już niewiele, kilka trumien wystawionych na zewnątrz i knajpka z pirackimi przebraniami.

 

relacje 2012 karaiby 09BequiaW sumie trochę rozczarowani ruszamy w kierunku Bequia, gdzie stajemy w zatoce Admiralty.

Na szczęście, ta niewielka wysepka, okazuje się być miejscem przyjaznym i ciekawym.

Po miłym wieczorku w miejscowej knajpce i spokojnym noclegu, zostawiamy Bequia za sobą i mijając po drodze prywatną wyspę Mustique, gdzie ceny za postój wywindowane zostały ostatnio do absurdalnych 200 EC za boję, płyniemy w kierunku Tobago Cays.

 

Tobago Cays
Tobago Cays

To tu odnajdujemy wreszcie utracony karaibski raj, z cudownym lazurem wody, pływającymi wokół jachtów żółwiami i pięknymi, otaczającymi pobliskie wysepki plażami.

relacje 2012 karaiby 12BBQ na Tobago CaysPopadamy w błogostan, z którego nie są nas w stanie wytrącić, nawet pojawiający się co chwila lokalni biznesmeni oferujący kolejno: koszulki, chleb, ryby, lobstery, BBQ na plaży, oraz indyjsko-chińską biżuterię. Reszta dnia upływa nam na pływaniu z żółwiami i ogromną ławicą jakichś małych rybek, których nazwy niestety nie znam.

Wieczorkiem uzgodnione wcześniej BBQ na plaży. W menu: lobster, warzywa, pieczone ziemniaki i banany, oraz ryż i trochę owoców. Ogólna cepeliada pod zwisającymi z palmy kolorowymi światełkami, ale za to w fajnych okolicznościach przyrody i w miłym gronie przyjaciół.

 

relacje 2012 karaiby 13Petit TabacPo południu opływamy wokoło Tobago Cays, aby na noc stanąć na kotwicy przy Petit Tabac.

Niestety zaczyna bardzo wiać i zacinać deszczem. Warunki robią się na tyle nieciekawe i niebezpieczne, że odpływamy do Salt Whistle Bay na wyspie Mayreau.

Całą noc leje z małymi tylko przerwami i wieje jakby świat za chwilę miał przestać istnieć. Poranek wygląda nie lepiej. Dlatego też nie docierając do Grenady, decydujemy się rozpocząć drogę powrotną na Martynikę.

 

Saline Bay na Mayreau
Saline Bay na Mayreau

Tym razem nie dane nam było zobaczyć Cariacou, wysepki, która jest prawdziwą perełką na nurkowej mapie Karaibów. Wieje pięknie, około 35 węzłów, płyniemy ostro na wiatr, co zapowiada prawdziwie żeglarski dzień.

Po 10 godzinach wpływamy w zatokę przy Kingstone i już po ciemku stajemy na kotwicy. Kolejne 3 dni naszego powrotu wyglądają podobnie, wieje mocno cały czas od przodu, na szczęście deszcz już nie pada. Musimy się mocno sprężać, żeby dotrzeć na Martynikę na czas. O ile płynąc z wiatrem na południe pokonywaliśmy z łatwością dość długie odcinki, to droga powrotna, ze względu na żeglugę pod wiatr, trwa zdecydowanie dłużej.

Kolejny nocleg planujemy w mało odwiedzanej zatoce Chateaubelair.

 

Chateaubelair
Boat boy z Chateaubelair

Wspaniale miejsce do odpoczynku w ciszy i spokoju. Stajemy po lewej stronie zatoki, strome brzegi gęsto porośnięte palmami, osłaniają od wiatru i fali. Kupujemy kokosy, banany i śmieszne, miniaturowe mango, jakiego w życiu nigdy nie widziałem.

Jeszcze tylko Marigot Bay, najprzyjemniejsze oprócz Bequia miejsce postoju na trasie naszego rejsu i pożegnalna kolacja w Doolitle. Potem długo w nocy siedzimy przy rumie i gitarze na naszym jachcie. Wiatr ucichł zupełnie. Karaiby żegnają się z nami w cudowny i niepowtarzalny sposób.