Katamaran: Bahia 46
trasa: Martynika - St. Lucia
termin: 02.05 - 16.05.2009

Trasa: Martynika - Grenada, Carriocou, PSV, Union Island, Mayerau, Tobago Cays, Bequia, St. Vincent, St. Lucia.

 

W 2007 roku prowadziłem rejs na Lavezzi 40 na trasie z Martyniki do Union Island i pobliskich wysp. W maju 2009 Bahia 46 poniosła nas dalej na południe. Po kolei jednak i w pewnym skrócie, aby nie powtarzać relacji z 2007.

 

W słoneczne sobotnie popołudnie 2 maja w dobrych nastrojach zawitaliśmy do Le Marin.relacje 2009 karaiby 01Nasza prawie cała załoga

Załogę stanowią Dorota i Wiesiek ze Szczecina, Kinga z Ostrowa Wlkp., Krzysiek z Olsztyna, Monika z Łodzi, Zbyszek z Knurowa oraz Agnieszka, Paula, Włodek, Marek, Andrzej i Adam z Warszawy. Wieczorna i przedpołudniowa ulewa dnia następnego postawiły duże wyzwanie naszemu optymizmowi. Zakupy i przejmowanie katamaranu były cokolwiek uciążliwe w tych warunkach. Nastroju nie poprawiła prognoza pogody przedstawiciela armatora sugerująca, że podobna pogoda może trwać jeszcze kilka dni.

Karaiby mają jednak to do siebie, że wszystko może się tu zdarzyć. Około południa deszcz zniknął, a nam nie pozostało nic innego jak oddać cumy. Płyniemy razem ze Staszkiem z Białegostoku, niedługo jednak, bowiem z powodu kłopotów z silnikiem musi on zawrócić do bazy. Płyniemy dalej sami na zmianę pod żaglami i na silniku. Zero deszczu i dobrze, bowiem stracilibyśmy nocną, księżycową żeglugę. Świetlisty firmament nie jest stały jak na Śródziemnym. Co jakiś czas przemykają się nieśmiało chmury zasłaniając blask półksiężyca, szybko jednak znikają jakby zażenowane, przepraszając za to zakłócenie porządku nocy.

 

relacje 2009 karaiby 02Wesołe Gracje - Agnieszka, Monika, PaulaŻeglujemy w pobliżu wyniosłych Pitonów na Saint Lucia stanowiących przyjazny drogowskaz na tych wodach i przemykamy się w pobliżu St Vincent. Dzień zastaje nas w pobliżu Bequia.

Na pokładzie staje się coraz weselej. Załoga nawet skippera ciągnie do zabawy, ale ten dzielnie opiera takim zakusom. Po południu wita nas Grenada ze swymi zielonymi, górskim zboczami i nadbrzeżnymi palmami. Na noc stajemy w St. George’s, w ładnej marinie Camper & Nicholson z basenem.

 

We wtorek załoga wyrusza na zwiedzanie wyspy z miejscowym przewodnikiem, ja zaliczam najpierw spacer do Immigration Office, w którym urzędnicy przy muzyce załatwiają spokojnie formalności, a następnie zwiedzam St. George’s w poszukiwaniu karty do modemu.

relacje 2009 karaiby 03Na wycieczce na GrenadzieNic z tego w sumie nie wyszło, ale zobaczyłem oblicze miasta, gwarne, przyjazne, pełne młodzieży w szkolnych mundurkach. Na zabytki nie starczyło mi czasu, a szkoda. Załoga miała więcej szczęścia. Wróciła zadowolona z wycieczki, podczas które zobaczyła plantacje, wodospad i posiliła się w lokalnej restauracji.

Przed zmrokiem stajemy na pławie w zatoce Dragon Bay, ok. 2Mm powyżej St. George’s. Dzisiaj oprócz zwykłych czynności służbowych jak kolacja, gitara, łyk wina, część załogi zajmuje się połowem ryb przy księżycu, z lepszym lub gorszym skutkiem.

 

 

relacje 2009 karaiby 04Andrzej jak rzadko z poważną miną, w tle Sandy IslandW środę. przy bajdwindzie 4/5B ciągniemy już niespiesznie na północ. Deszcz czasem pada, ale niegroźnie i z rzadka, nie zaburzając istotnie słonecznej żeglugi. Po postoju kilka godzin pod żaglami stanowi przyjemną odmianę.

Około południa kotwiczymy przy Sandy Island, jakby większej kopii słynnej Mopion w poblizu PSV. Sandy Island jest piaszczystą wysepką o ok. 300 m długości, otoczona rafą z kilkoma palmami. Nie muszę dodawać, że oddawaliśmy się błogiemu lenistwu na wysepce sporo część czasu.

Na noc stajemy na pławie w dużej i bezpiecznej zatoce Tyrell Bay na Carriocou. Oprócz zwykłej pogawędki mamy dzisiaj gościa, Duńczyka z Kanady, który na swoim Pearson 27 płynie w pojedynkę z Kanady do Wenezueli. Dowiaduję się dużo ciekawych rzeczy o możliwościach zakupu jachtów, cenach, żegludze na Bahamach, etc. Na zakończenie zwiedzamy jeszcze jego 9 metrowe królestwo.

 

relacje 2009 karaiby 05Na kotwicy przy PSVW czwartek nawigujemy starannie na trasie do Petit Martinique mając na widoku wrak na rafie. Na wyspie z tego co piszą bywalcy można kupić najtańsze w tej części Karaibów paliwo.

Następnie krótki szpurt i kotwiczymy już na PSV w pobliżu pomostu dla pontonów na błękitnym wypłyceniu. To Karaiby w całej swej krasie, z szumem przyboju na rafie, palmami pochylonym na plaży w oddechu pasatu i przejrzystą, lazurową wodą. Kupujemy rybę na kolacje dla urozmaicenia jadłospisu i przestawiamy się na noc do Clifton na Union Island. Po drodze muszę mocno korygować kurs biorąc poprawkę na prąd.

Przed wejściem spotykamy a jakżeby inaczej boat boys i przyjmujemy ofertę postoju w Anchorage Yacht Club, na kei wita nas Staszek.

 

relacje 2009 karaiby 06Postój przy Palm IslandWieczorem zwiedzamy miasteczko. W słynnej restauracji Lambi jest pusto, mamy już cokolwiek po sezonie, ale zatrzymujemy się na chwilę przy rozkręcającej z wolna miejscowej zabawie na wolnym powietrzu.

Czterech muzyków śpiewa i wybija rytm na bębnach, co chwila ktoś z miejscowych daje pokaz swoich umiejętności tanecznych. Na dłużej lądujemy jednak w małej tancbudzie, gdzie grają soczystego rocka w lokalnej aranżacji. Prawie cała załoga bierze udział w zabawie, a miejscowe dziewczyny mają niesamowity dryg do tańca. Pląsy z nimi, lekkie i gibkie, to czysta radość nie ujmując nic naszym dziewczynom z załogi.

 

 

relacje 2009 karaiby 07Zabawa u Gosi w tawernie Hideaway na MayerauW piątek zaliczam Immigration, załoga zastygła na plaży czekając na naprawę silnika zaburtowego. Po południu kurs na Palm Island, egzemplifikacji czaru Grenadynów.

Palmy na Palm Island są chyba najpiękniejsze na tych wyspach. Przed zmrokiem znów krótki skok, tym razem do zatoki Saline Bay na Mayerau. Stajemy tu, a nie w Salt Whistle Bay bowiem sporo wieje i jak mówi Gosia, która zaprasza nas na kolację w Saline Bay, czeka nas spokojniejsza noc.

Wieczorem ruszamy więc do Gosi, która prowadzi na Mayreau razem z Dennisem znany bar Hideaway.
Dania są przednie, muzyka na żywo także, o zabawie nie wspomnę. Jej finałem jest kąpiel w basenie, w ubraniu oczywiście. W nocy jeszcze szanty na pokładzie, na spokojnej wodzie faluje delikatnie księżycowa poświata.

 

relacje 2009 karaiby 08Zawietrzna plaża na Salt Whistle Bay na MayerauW sobotę po śniadaniu zatrzymujemy się na cały dzień w Salt Whistle Bay.

Miejsce jest wspaniałe. Mimo upału wspinamy się do wioski i zwiedzamy mały kamienny kościółek, z kolorowym wnętrzem. Z małego placyku za kościołem widać Tobago Cays, rozległy obszar raf otaczający cztery wyspy – świat niepowtarzalny, do podziwiania i przeżywania, nie opisywania. W Salt Whistle Bay po zawietrznej znajduje się spokojna, niezafalowana plaża pod palmami oraz plaża po nawietrznej za rafą, w której można pławić się na falach. Czy warto zatrzymać się tu na dzień, odpowiem: warto.
Dzień kończymy piknikiem z gitarą na plaży pod szumiącymi palmami. Czy brzmi to banalnie – pewnie tak, ale nie miałbym nic przeciwko temu, aby ten banał powtarzać jak najczęściej.

 

relacje 2009 karaiby 09Na kotwicy na Tobago CaysNiedzielę spędzamy jak należy na Tobago Cays, na plażowaniu, opalaniu i kontemplacji widoków. Zabrałem kiedyś kamyki z tych wysp i jestem na nich znowu. Może pozwolą mi znów tu powrócić.

Fauna na Tobago Cays jest raczej uboga. Na spacerze udało się nam dostrzec raz pojedynczą iguanę, a po chwili zabawiającą się parę. Jak wyglądają Tobago Cays – polecam strony w sieci, mój opis byłby ubogi.

 

W poniedziałek znów dzień żeglugi, na kursie Bequia. Pasat nam sprzyja, pogoda też, Bahia 46 miarowo kołysze się na falach.

relacje 2009 karaiby 10Na trampolinie można robić różne rzeczyPrzyjemnie jest ułożyć na trampolinie lub na dziobie pływaka lecieć w dół, aby za chwilę być wyniesionym w górę. Przy większych falach to niezła zabawa. Morze skrzy się błękitem dokoła, czas przestaje się liczyć. Jest tylko szum fal i wietrzna muzyka takielunku.

Podchodzimy do Moustique, wyspy dla zamożnych tego świata. Z braku czasu pozwalamy sobie jedynie na rzut oka na Brittania Bay. Może innym razem. Na odcinku do Bequia dajemy szansę wędkarzom płynąc powoli na genui. Skończyła się woda. Wychodzi nadspodziewanie szybko. Zbiornik jest jeden, ma 800 l, a starcza go na dwa dni. Podejrzana sprawa.

 

relacje 2009 karaiby 11W zatoce Admiralty Bay w Port Elizabeth na BequiaPo południu lądujemy w Port Elizabeth na Bequia w zatoce Admiralty Bay na boi w pobliżu znanego baru Frangipani. Załoga szybko rozsypuje się po lądzie, wieczorem zbieramy się na drinka w tymże barze.

 

We wtorek przed południem cześć załogi jedzie na wycieczkę po wyspie, ja czekam na wodę. Potem jeszcze zakupy i po południa z dobrym wiatrem pod dwom refami mamy piękny przelot na St. Vincent do znanego z Piratów z Karaibów Wallilabou.

Tu jak zwykle dopadają cumujących boat boys. Nie inaczej jest z nami. Po zakończeniu operacji cumowniczych Krzysiek i Zbyszek jadą spróbować szczęścia, pozostali ruszają do wodospadu i na ogólny rekonesans.

 

relacje 2009 karaiby 12Postój w WallilabouWodospad nie jest specjalnie imponujący, zapada już zmierzch i nagle cały las ożywa głośną muzyką cykad i innych, nieznanych nam stworzeń. Na grani lesistego zbocza rysuje się na tle wieczornego nieba nostalgiczna linia palm. To obcy nam ale fascynujący świat.

Wieczorem obchodzimy rocznicę pierwszych urodzin Jędrka, dziecka Doroty i Wieśka. Takich śpiewów Wallilabou chyba dawno nie słyszało.

 

W środę próbujemy dokonać odprawy, ale w zatoce po urzędnikach ani widu ani słychu. Płyniemy ze Staszkiem z papierami do miasteczka around the corner jak mówi nasz lokalny cicerone.

 

Łódeczką płyniemy do sąsiedniej zatoki

 

relacje 2009 karaiby 13Łódeczką płyniemy do sąsiedniej zatokiŁódź jest wiosłowa i po ok. 100 m przewodnik zaczyna wybierać wodę. Proponuję, aby zajął się wiosłowaniem, a ja będę wybierać wodę. Na takiej łupinie jeszcze nie płynąłem. Szybko oswajam się jednak z sytuacją. Przewodnik prowadzi nas pomiędzy biednymi opłotkami do posterunku policji. Z odprawą nie ma problemu. Czas nagli, przed nami długi odcinek do Saint Lucia.

Żegluga jest boska. Pełny bajdewind i 5 - 6B. Załoganci dokładnie pilnują swojej kolejki przy sterowaniu. Cała procedurą zarządza Marek, prawnik z zawodu. Na dwóch refach katamaran stabilnie i bez pośpiechu połyka milę za milą. Włączam nawet ścieżkę dźwiękowa z Piratów z Karaibów.

 

relacje 2009 karaiby 14Nasza Bahia 46 czeka na postawienie żagliCóż tu więcej dodać. Ostatnią godzinę wschodnim kursem kończymy na silniku. Przed Pitonami wita nas przewodnik z polską flagą na swojej łodzi i podprowadza do pławy w zatoce Malgre tout. Jutro zabierze chętnych na wycieczkę. Wieczorem znów gitara, solistą jest niezmordowany Krzysiek z Olsztyna. Chwała mu za te wszystkie nastrojowe wieczory.

 

W czwartek odprawa u celników w Soufriere przebiega gładko, natomiast funkcjonariusz policji próbuje wymusić na nas wizy. Rozmowa i przekonywanie trwają długo. W końcu nasz interlokutor przypomina mnie sobie z poprzedniej wizyty i klimat rozmowy zdecydowanie się zmienia. Decyduje się na wstemplowanie wiz bez opłat mrucząc jedynie co chwilę oh Mr Adam, komentując uśmiechem moje wypowiedzi o załogach, dziewczynach etc.

 

relacje 2009 karaiby 15W ogrodzie botanicznym na St LuciaDruga cześć dnia jest zdecydowanie przyjemniejsza. Mikrobus pomalowany wesołymi kolorami podwozi grupę do ogrodu botanicznego. Choćby tylko dla tej wizyty warto było pojechać na wycieczkę.

Za każdym zakrętem kolejnej ścieżki wyłaniają się nieznane kwiaty i drzewa, całość jest misternie splatana tworząc fascynującą gęstwę tropikalnego lasu.

Można by tu zakwitnąć na wiele godzin, ale czas płynie nieubłaganie. Nie można jednak stąd odejść bez paru choćby zdjęć widowiskowego wodospadu. Po kolei większość zwiedzających nie może sobie odmówić przyjemności zrobienia kilku zdjęć pod wodospadem.

 

relacje 2009 karaiby 16W Soufriere na St. LuciaPunkt drugi to zwiedzanie wulkanu, na którym w kilku oczkach bulgoczą szare gejzery. W powietrzu unosi się woń siarki.

Na koniec kąpiel pod ciepłym wodospadem i w siarkowych wodach niewielkiego basenu. Podobno taka kąpiel przedłuża życie o 10 lat. Czuję, że dobrze zrobiłem, taplając się w tej wodzie. 10 lat bardzo mi się przyda. Wracając z wycieczki jeszcze tylko chwila z zakupami w Soufriere.

Po południu przelot do Marigot Bay, gdzie a jakże wita nas Staszek na Belize 43. Wokół Krzyśka zasiadają dziewczyny, a Krzyś z poważną miną mówi, że to jego kobiety. Tubylec popada w bezgraniczne zdumienie patrząc z podziwem i szacunkiem na Krzyśka. Wieczorem Staszek z Adamem wpadają do nas z wizytą. Mam nadzieję, że dobrze wspominają tę imprezę.

 

Jeżeli mamy piątek, to jesteśmy już na ostatnim pożegnalnym kursie do Le Marin. Pogoda znów jak na zawołanie, 4B z dobrego kierunku, niewielka fala i połyskujące błękitne morze. Płyńmy, niech czar trwa do końca.

Adam Kajdewicz